– Krępujemy kolej. Polacy są dynamiczni i energiczni. To sprawiło, że w transporcie drogowym przejęliśmy dużą cześć europejskiego rynku, a polskie ciężarówki są najmłodsze w Europie. Tymczasem na kolei jedziemy w druga stronę. Jest przeregulowana – tłumaczył, podczas jednej z głównych debat na targach Trako 2017 Jakub Majewski z fundacji ProKolej.
Debata „Stworzenie ram regulacyjnych dla rozwoju zrównoważonego transportu w UE” miała dotyczyć unijnych przepisów dotyczących kolei, ale szybko przekształciła się w dyskusje o konkurencji branży drogowej z kolejową. Nierównej, rzecz jasna.
Torów nie widać
– Sam niedawno w Krynicy narzekałem trochę na Komisję Europejską, która z jednej strony bardzo chwali zrównoważony transport, a jednocześnie rzuca mu kłody pod nogi – zwracał uwagę Adrian Furgalski z ZDG Tor. – Pojawiają się pomysły a to megaciężarówek, a to walki z hałasem, co jest związane z wymianą hamulców kolejowych, a to konieczności porozumiewania się maszynistów po angielsku. Od kierowców tirów nikt tego nie wymaga – wskazywał.
– 30 proc. tego co dziś jest wożone transportem drogowym, za kilkanaście lat ma być wożone transportem innego rodzaju. W tym kolejowym. To sensowne. Co prawda transport kolejowy jest droższy, ale z drugiej strony jest bezpieczniejszy i pewniejszy – mówił Ignacy Góra, prezes UTK. – Dlatego potrzebujemy rozwiązań, które będą to promowały. W innych krajach europejskich są ulgi dla transportu intermodalnego, ale przede wszystkim są opłaty drogowe – dodawał.
Europarlamentarzysta z PiS Kosma Złotowski zwracał uwagę, ze inwestycje w kolej, zwłaszcza w infrastrukturę, są mniej efektowne. – Wyborca widzi autostradę, a jeśli wsiądzie do pociągu, to torów nie widzi. A żeby mógł szybko i komfortowo przejechać miedzy miastami pociągiem, niezbędna jest inwestycja infrastrukturalna – wskazywał Złotowski.
– Usługa kolejowa musi być możliwa do zaakceptowania dla biznesu. Pieniądze z opłat drogowych trafiają na budowę nowych dróg, bo utrzymanie starych jest finansowane z budżetu. Pieniądze z opłat kolejowych idą zarówno na budowę jak i na utrzymanie, wiec w praktyce na utrzymanie – zwracał uwagę Majewski.
Dworce bez kebabów?
Urzędnicy ministerialni, którzy uczestniczyli w dyskusji, byli jednak optymistami, jeśli chodzi o przyszłość branży kolejowej. – Konkurencji się nie boimy, tylko warunki dla niej musza być równe. Straciliśmy mnóstwo czasu jeśli chodzi o rozwój kolei i musimy to nadrobić – wskazywał Andrzej Bittel, wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za kolej.
Jeszcze większym optymistą okazał się prezes grupy PKP Krzysztof Mamiński. – Przez wiele lat trwała dyskusja, czy IV Pakiet Kolejowy nie spowoduje zniszczenia polskich kolei. Tymczasem dlaczego nie pytamy, czy za kilkanaście lat to polskie firmy będą na tyle silne, że one będą stanowić konkurencję w innych krajach Europy? – pytał retorycznie.
– Dworce odzyskują swoją funkcję. Już nie trzeba przebijać się przez stragany i trzy budki z kebabem, by dojść na peron – ciągnął Mamiński, a gdy po tych słowach po sali przeszedł szmer wątpliwości, zaczął jednak się asekurować. – Oczywiście jest i funkcja komercyjna. Ale dworce mamy przejrzyste i nowoczesne – zapewniał szef PKP SA.
Szef grupy PKP ogłosił nawet że jest gotowy założyć się, ze 66 mld zł zaplanowanych w ramach KPK zostanie wydanych w terminie. Ten zakład
zdecydował się przyjąć tylko Adrian Furgalski