Na początku był jednym z ponad stu pracowników, dziś stanowi... połowę całego personelu. Przetrwał czasy PKP, SKPL oraz groźby likwidacji kolejki. – Marzę o tym, by z wąskotorówki mogły korzystać i cieszyć się nią także nasze wnuki – mówi Mieczysław Łupicki, zasłużony pracownik Śmigielskiej Kolei Wąskotorowej, który obchodził wczoraj jubileusz 40-lecia pracy na kolejce.
Czy rozpoczęcie pracy na ówczesnej Śmigielskiej Kolei Dojazdowej była dla Pana świadomym wyborem?
Tak. Mieszkałem i chodziłem do szkoły niedaleko od trasy kolejki, stąd wzięło się moje zainteresowanie nią. Przez pierwsze 4 lata pracowałem jednak na kolei normalnotorowej w warsztatach w Lesznie. W lipcu 1977 r. przeniosłem się na kolejkę śmigielską, dla której pracuję do dziś. Ponieważ w Lesznie także potrzebowano pracowników, trzeba było wcześniej znaleźć kolejarza zatrudnionego w Śmiglu, który zgodziłby się w zamian przenieść na moje dotychczasowe miejsce pracy.
W końcu się udało. Zaczynałem od stanowiska pomocnika maszynisty. Pracowałem też jako rewident taboru i załadunkowy. Uprawnienia do samodzielnego prowadzenia pojazdów trakcyjnych zyskałem w połowie lat 80.
Jaki obraz wąskotorówki z końca lat 70. zachował się w Pana wspomnieniach?
Pamiętam czasy, w których ostatni pociąg do Wielichowa docierał na miejsce ok. 23, a następnego dnia rano pierwszy poranny odjeżdżał już o 4 rano. Złożony z trzech wagonów pociąg potrafił być wypełniony po brzegi ludźmi – nie tylko dziećmi jadącymi do szkół, ale także pracownikami zakładów w bliższej lub dalszej okolicy. Wiele połączeń dowoziło pasażerów przesiadających się w Starym Bojanowie na pociągi normalnotorowe do Poznania i Leszna. Intensywny był też ruch towarowy – z transportu kolejowego korzystały, między innymi, pobliskie GS-y.
Poświęcił Pan ŚKW prawie całe życie zawodowe. Jak zmieniała się wąskotorówka przez ten czas?
Po pierwsze, zmieniły się typy obsługującego linię taboru. Początek mojej pracy zbiegł się z rozwojem przewozów towarowych z wykorzystaniem wagonów-transporterów. Dużą zmianę przyniosło też wprowadzenie do ruchu wagonów motorowych MBxd2 w roku 1987.
Po drugie, w miarę rozwoju motoryzacji stopniowo malał zarówno ruch towarowy, jak i pasażerski. Dziś kolejka jest czynna już tylko w ruchu turystycznym. Czasem jednak zdarza się spotkać w pociągu wycieczkowym kogoś, kto kiedyś korzystał z wąskotorówki jako środka codziennego dojazdu do pracy lub szkoły.
W pierwszych latach Pana pracy wąskotorówka z jednej strony tętniła życiem, z drugiej – już wtedy zaczął się proces jej zwijania. Odcinek Wielichowo – Rakoniewice rozebrano przecież na początku lat 70. Później, w latach 90., zlikwidowano tor do Krzywinia...
Zmniejszanie się liczby podróżnych miało związek z rozwojem motoryzacji. Dążenie do oszczędności prowadziło do odwoływania kolejnych połączeń, to zaś zniechęcało następnych pasażerów. Były dwa największe momenty kryzysowe: w czerwcu roku 2001, po zawieszeniu ruchu przez PKP, i 9 lat później, już za czasów SKPL, kiedy to ruch osobowy został ponownie zawieszony. Trzeba było zlikwidować zbędny tabor, który podczas postoju na dworze zaczął być rozkradany.
Przetrwałem jednak czas, w którym przyszłość kolejki była niepewna, a jej pracownicy dostawali wypłaty w wysokości 600 zł. Pojawiały się różne pomysły, ale ostatecznie nie zrezygnowałem z pracy. Myślę, że trzymał mnie tu nie tylko sentyment.
Gdy zaczynał Pan pracę, zatrudnienie na kolejce było znacznie większe...
Było to ok. 100-120 osób. Mniej więcej 60 pracowało przy torach, 20 odpowiadało za prowadzenie ruchu, również 20-25 obsługiwało warsztat. Było 12 maszynistów oraz pomocnicy. Niektórzy z nich nadal czasem zaglądają na kolejkę. Dziś jest nas, pracowników, tylko dwóch – i musimy być dyspozycyjni przez 24 godziny na dobę.
Zdobywał Pan kolejne kompetencje, zostając toromistrzem, starszym maszynistą oraz rewidentem. Dziś, jak powiedzieli nam Pana koledzy, jest Pan „człowiekiem orkiestrą” i „potrafi naprawić prawie wszystko”.
Rzeczywiście robię na wąskotorówce prawie wszystko, począwszy od wykonywania obowiązków sprzątaczki. Nie przypuszczałem, że tak się stanie, kiedy przyszedłem tu do pracy. Wydawało się wtedy, że kolej zawsze będzie działać, przewozić pasażerów i zatrudniać wielu ludzi.
Proszę opowiedzieć przynajmniej o jednej sytuacji, która podczas pracy na kolejce szczególnie wbiła się Panu w pamięć...
Pewnego dnia jadący do szkoły w Nietążkowie uczniowie nie chcieli dotrzeć na zajęcia – rozkołysali więc wagon tak mocno, że doszło do wykolejenia. To głośna w okolicy historia. Dochodziło też do wielu innych, mniej widowiskowych sytuacji z udziałem niesfornej młodzieży.
Jest Pan specjalistą w zakresie obslugi i napraw taboru trakcyjnego. Jakie jest Pana zdanie o wagonach motorowych MBxd2 i lokomotywach Lxd2 produkcji rumuńskiej, którymi dziś dysponuje ŚKW?
Oba typy sprawdzają się u nas dość dobrze. Oryginalne silniki Maybacha musiały jednak zostać wymienione na Henschela, które pracują lepiej i mają większą moc. Spośród usterek można wymienić awarie łożysk i przeciekanie pomp wodnych. Trzeba też dbać o układ smarowania.
Jakie cele stawia sobie Stowarzyszenia Przyjaciół ŚKW, w którego zarządzie Pan zasiada?
Główny cel to dalsze zachowanie kolejki dla naszych dzieci i wnuków. Przeszkodą są dziś przede wszystkim finanse.
O jakiej przyszłości marzy Pan dla Śmigielskiej Kolei Wąskotorowej?
Chciałbym, żeby wąskotorówka mogła spokojnie działać i by opiekujący się nią pracownicy byli wolni od obaw o jej zamknięcie. Wprawdzie obecne władze gminy, do której należy kolejka, chcą utrzymania ruchu, jednak radni muszą oglądać każdą złotówkę z budżetu. Chciałbym też jeszcze kiedyś poprowadzić pociąg do Wielichowa.