Moim marzeniem jest, by ogłaszać w przyszłości przetargi na wspólne przewozy autobusowo-kolejowe – mówi w rozmowie z „Rynkiem Kolejowym” Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego.
Podczas Kongresu Kolejowego odebrał pan Nagrodę 25-lecia rynku kolejowego za to, że – jak podaliśmy w uzasadnieniu – jako jedyny samorządowiec w tym kraju nie bał się wprowadzić konkurencji w przewozach pasażerskich.
Odbieram tę nagrodę jako bardzo ważne wyróżnienie w niełatwych działaniach. Kiedy w 2007 r. łamaliśmy monopol [w 2007 r. Arriva RP, wówczas w konsorcjum Arriva/PCC Rail, pokonała w przetargu Przewozy Regionalne i przejęła część przewozów pasażerskich w regionie – przyp. red.], nie mieliśmy świadomości, jakie one przyniosą konsekwencje dla rynku kolejowego w całej Polsce. Ogłosiliśmy przetarg, gdyż chcieliśmy wiedzieć, dlaczego usługi tyle kosztują i czy mogą być tańsze. To były dobre decyzje. Przy czym pewnym paradoksem jest, że dziś jesteśmy współwłaścicielami spółki, która wtedy przegrała. Mamy sytuację, w której ten dychotomizm jest trochę trudny w zarządzaniu. Mam nadzieję, że dożyjemy takich czasów, gdy marszałkowie będą organizatorami transportu, a nie właścicielami, bo spółki będą prywatne. Liczę na to, bo wówczas będziemy mogli śmiało wybierać najlepszych do realizacji usług.
Zarówno Przewozy Regionalne, jak i Arriva RP nie są przewoźnikami wolnymi od wad. Pozytywów jest chyba jednak dużo?
Nie wyobrażam już sobie dziś powierzania zadań przewozowych w innym trybie niż przetarg. Dzięki przetargom mamy niższą cenę od pierwotnie zakładanej. Należy jednak pamiętać, że dążenie do minimalizowania kosztów dotyczy obecnie wszystkich firm, więc my jako zamawiający musimy coraz więcej wymagać, kiedy przygotowujemy specyfikację zamówienia, tak by były spełnione rosnące oczekiwania pasażerów. Bo nie robimy tego dla siebie, tylko dla ludzi, którzy będą z tych przewozów korzystać. Musimy się doskonalić w tym rzemiośle.
Czy fakt, że zdecydowaliście się jako pierwsi na praktycznie pełną liberalizację rynku kolejowego w regionie – jedynie bowiem połączenia Bydgoszczy z Toruniem realizowane są przez Przewozy Regionalne w trybie powierzenia bezpośredniego – pomoże w odpowiednim przygotowaniu się do wejścia w życie IV pakietu kolejowego, zakładającego praktycznie pełną liberalizację rynku kolejowych przewozów pasażerskich?
Będziemy lepiej do tego przygotowani. Otwarcie rynku prędzej czy później nas czeka. Trzeba się do tego przygotowywać, nie wiadomo, o ile uda się prolongować termin wejścia IV pakietu. Jeśli wejdzie on w życie w 2019 r., to jest już bardzo mało czasu. Inne województwa mogą mieć z tym problem. Dlatego też absolutnie zachęcam, żeby nie bać się wprowadzać innowacji na tory.
Czemu w pierwotnej wersji planu transportowego dla województwa kujawsko-pomorskiego zapisano postulat likwidacji połączeń na kilku liniach kolejowych w regionie na rzecz zastąpienia pociągów autobusami? Postulat ten został wykreślony z planu dopiero po wrzawie medialnej i protestach samorządowców.
Decyzje takie rekomendowali autorzy planu – naukowcy, ludzie obserwujący rynek transportowy od wielu lat. Poprzez zastosowane metody badawcze zarekomendowali najuczciwsze w ich przekonaniu decyzje. Co wcale nie oznacza, że my – osoby odpowiadające za życie publiczne – skorzystaliśmy z tych wniosków. Podjęliśmy inną decyzję, żeby rozwijać kolej, ale jeśli będzie dopełniona transportem autobusowym. Nie może być odwrotnie. Transport publiczny to system naczyń połączonych. Ostatecznie przyjęliśmy plan, zgodnie z zapisami którego będziemy dążyć do zintegrowanego systemu. Moim marzeniem jest, by ogłaszać w przyszłości przetargi na wspólne przewozy autobusowo-kolejowe. Wówczas konsorcja mogłyby nam przedstawiać rzetelną, uczciwą, najtańszą ofertę. Trzeba wiedzieć, ile tak naprawdę transport kosztuje. Każda złotówka wydana na transport pojawia się potem kilka razy w innym miejscu jako zysk dla regionu.
Czy zakłada pan reaktywacje połączeń pasażerskich na jakichś z obecnie nieczynnych linii?
Będziemy to uzależniać od woli powiatów. My nie jesteśmy w stanie brać wszystkiego na siebie. Jeśli będzie determinacja objawiająca się zaangażowaniem finansowym, nawet niewielkim, jesteśmy gotowi mówić o projektach rewitalizacyjnych. Warto wspomnieć o linii Bydgoszcz – Chełmża, która była praktycznie zamknięta i miała być rozebrana. Udało się ją ożywić, może obecna oferta to nie jest jeszcze szczyt marzeń, ale jest. Przyszłe pokolenia pewnie podziękują nam, że ta linia, jako ważne ogniwo dla całego systemu komunikacyjnego regionu, została reaktywowana.
Innym dobrym przykładem w tym kontekście może być nieczynna obecnie w ruchu pasażerskim trasa pomiędzy Bydgoszczą i Kcynią oraz Gołańczą. Na wielkopolskim odcinku tej linii, Poznań – Gołańcz, dzięki udanej rewitalizacji, inwestycjach w tabor i zwiększeniu liczby połączeń, liczba pasażerów w krótkim czasie wzrosła o ponad połowę: z 2,2 tys. osób dziennie w 2011 r. do 3,6 tys. osób dziennie obecnie.
Jeśli któraś linia w naszym regionie miałaby być rewitalizowana, to właśnie ta. Myśląc o powiatach, miałem na myśli przede wszystkim powiat żniński, przez teren którego ta trasa przechodzi.