Twórca rozkładu jazdy Kolei Śląskich Stanisław Biega odpiera zarzuty, dotyczące źle przygotowanych obiegów i przejść taboru. Jak zaznacza, przejścia różnych typów taboru reguluje wewnętrzne zarządzenie PKP PLK.
Szef Związku Zawodowego Maszynistów Leszek Miętek uważa, że rozkład jazdy Kolei Śląskich nie był wykonalny - Jak może być wykonalny, jeżeli na przejście jest 6 minut, a trzeba objechać skład lokomotywą z drugiej strony i wykonać próbę hamulca? Zresztą wartość rozkładu pokazała rzeczywistość. Kolej to nie stragan warzywny - mówił. Całość wypowiedzi tutaj.
- Żadne przejście taboru Kolei Śląskich na lokomotywę z wagonami ze zmianą czoła lokomotywy nie przewidywało przejścia w czasie 6 minut - odpiera zarzuty w liście przesłanym do redakcji "Rynku Kolejowego" Stanisław Biega, który układał rozkład jazdy Kolei Śląskich.
- Zasadniczo przejścia taboru wagonowego zaplanowano na od 15 do ok. 3-4 godzin, np. w Zwardoniu nie krótsze niż 19 minut, Raciborzu 16 minut etc. Dane te każda osoba może stwierdzić na podstawie analizy rozkładu jazdy pociągów lub zwyczajnie obserwując na tych stacjach przejścia składów. Dla porównania zmiana czoła pociągu EX Tatry spółki PKP Inter City w rozkładzie jazdy 2011/12 odbywała się na 10 minutach na stacjach Kraków Płaszów, Sucha Beskidzka, Chabówka - zaznaczył Stanisław Biega.
- Przejścia różnych typów taboru reguluje wewnętrzne zarządzenie PKP PLK. Obiegi taboru i przejścia taboru Kolei Śląskich dla rocznego rozkładu jazdy spełniały te kryteria. W rozkładzie zamknięciowym 9.XII-9.II w jednym wypadku z powodu wydłużenia czasów jazdy skład na wagony zamiast 16 minut miał 11 minut na zmianę czoła lokomotywy. Reasumując w planie obiegów na rozkład jazdy 2012/2013 najkrótsze przejścia lokomotywy Kolei Śląskich wynosiły 11 minut i są dłuższe o 1 minutę niż przejścia lokomotywy całorocznego pociągu Ex Tatry kursującego w rozkładzie jazdy 2011/12 - kończy Stanisław Biega.
W niedzielę 9 grudnia Koleje Śląskie przejęły od Przewozów Regionalnych obsługę wszystkich przewozów w województwie śląskim. Stało się tak, ponieważ w połowie roku przygotowywany przetarg na obsługę połączeń odwołał śląski urząd marszałkowski i zlecił KŚ obsługę połączeń bez przetargu. Z tej przyczyny doszło do zamknięcia Śląskiego Zakładu Przewozów Regionalnych, w którym pracowało prawie 2 tysiące osób.
Jeszcze 9 grudnia na tory nie wyjechały 3 pociągi, wiele było opóźnionych. Prezes Marek Worach i marszałek Adam Matusiewicz zapewniali jednak, że uruchomienie połączeń już można uznać za wielki sukces. Pierwszy dzień roboczy nowego rozkładu jazdy, poniedziałek 10 grudnia, przyniósł jednak kataklizm. Odwołano 58 pociągów, a 20% tych, które wyjechały na tory, było opóźnionych. Zarząd Kolei Śląskich zrzucił winę na jednego z dyspozytorów.
Następnego dnia było jednak jeszcze gorzej. Na tory nie wyjechało już ponad 70 pociągów. Prezes Worach zapewniał tym razem, że winna jest awaria 5 składów, a następnego dnia wszystko powinno kursować normalnie. Jednak od środy do piątku było jednak jeszcze gorzej, zamiast lepiej - odwołano 92 pociągi, choć prezes Worach twierdził w środę, że podstawienie autobusu zamiast pociągu nie jest odwołaniem pociągu.
Wieczorem tego samego dnia Marek Worach podał się do dymisji. Powodem nie był jednak zamęt na torach, a to, że prezes zataił przed marszałkiem, że toczy się przeciw niemu postępowanie karne. Sprawa z przeszłości - zatarty wyrok - było też przyczyną odwołania wiceprezesa KŚ Artura Nastały w czwartek. Tego samego dnia do dymisji podał się marszałek Adam Matusiewicz. Decyzją klubu Platformy Obywtaleskiej będzie jednak naprawiał sytuację jeszcze przez miesiąc.
Pracę po zamieszaniu w Kolejach Śląskich stracił również rzecznik spółki Adam Warzecha. Zakończono również współpracę z twórcą rozkładu jazdy Stanisławem Biegą, oraz prezesem sprzątającej tabor spółki Silesia Rail Piotrem Kazimierowskim.