Siedem lat więzienia dla szefów spółek za katastrofę kolejową

Do katastrofy doszło w czerwcu 2009 roku we włoskim mieście Viareggio w Toskanii. W wyniku złamania osi doszło do wykolejenia, a następnie wybuchu cystern kolejowych z gazem LPG. Pożar rozprzestrzenił się na miasto. Zginęły 32 osoby.

Prokurator zażądał 16 lat więzienia dla ówczesnego prezesa zarządcy infrastruktury Rete Ferroviaria Italiana (RFI) – Mauro Morettiego. Jego obrońca komentował, że wyrok wydano na "polityczne zamówienie". Moretti jest obecnie prezesem państwowego giganta zbrojeniowego Leonardo. W sumie w procesie o spowodowanie katastrofy skazano 23 z 33 oskarżonych osób, w tym kolejnych członków kierownictwa wysokiego szczebla spółek kolejowych (kary do 7,5 roku więzienia).

O komentarz poprosiliśmy Piotra Farynę – prezesa Tor-Audytor – akredytowanej jednostki inspekcyjnej zajmującej się analizami ryzyka w bezpieczeństwie kolejowym. – Wielokrotnie w różnych rozmowach związanych z odpowiedzialnością za ewentualne ziszczenie się zagrożeń, czyli potencjalne zdarzenia kolejowe, spotykałem się z opinią, że ścisłe kierownictwo podmiotów kolejowych w Polsce nie interesuje się zbytnio kwestiami bezpieczeństwa, bo jeśli coś się zdarzy, to odpowiedzialność kończy się na dyżurnym ruchu albo maszyniście – mówi Faryna.

– Jak pokazuje informacja o konsekwencjach wypadku we Włoszech, takie podejście jest błędne. Niedawno na „Rynku Kolejowym” ukazał się mój komentarz dotyczący analizy ryzyka bezpieczeństwa kolejowego w praktyce. Nomen omen pisałem w nim o odpowiedzialności kierownictwa. Mogę tylko powtórzyć ostatnie zdanie: „oby nie trzeba było doświadczeń „pisanych krwią” w miejsce rozsądnej prewencji”. Także w kontekście odpowiedzialności – podsumowuje Faryna.