– W sprawie wypadku na przejeździe kolejowo – drogowym w Karolewie pracuje specjalna komisja i prokuratura, które wyjaśnią przyczyny i okoliczności tego zdarzenia. Już teraz można jednak stwierdzić, że urządzenia rogatkowe działają na nim zgodnie z obowiązującymi przepisami – informuje PKP PLK.
O wypadku na przejeździe kolejowo-drogowym w Karolewie pisaliśmy już dwa razy. Dzięki
błyskawicznej reakcji maszynisty, który zdążył wdrożyć hamowanie nagłe i ostrzec pasażerów o nadchodzącym niebezpieczeństwie, przy zderzeniu autobusu szynowego z ciężarówką nikt nie zginął. Jednak właściciel pozostawionego na torach pojazdu oskarża maszynistę i zarządce infrastruktury o zaniedbania w związku z wypadkiem, o czym piszemy
TUTAJ. Jak informuje w komunikacie po wypadku PKP PLK, warunki pracy urządzeń przejazdowych są szczegółowo określone. Określa się w nich m.in. minimalny czas od chwili rozpoczęcia ostrzegania do czasu przejazdu pociągu.
– Wynosi on co najmniej 30 sekund. Jak widać na załączonym filmie po upływie 8 sekund od zapalenia się sygnalizatorów świetlnych i sygnału dźwiękowego zaczynają opadać rogatki. Od momentu zamknięcia rogatek do momentu wjazdu pociągu na przejazd upływa czas, który razem daje co najmniej 30 sekund – informuje Zbigniew Wolny z wielkopolskiego oddziału PKP PLK.
Jak informuje zarządca infrastruktury w czasie zderzenia pociągu z ciężarówką, do którego doszło 19 kwietnia, urządzenia działały zgodnie z tymi warunkami.
– Ponadto maszynista jechał na tym odcinku linii z dozwoloną prędkością dla tego pociągu. Uważamy, że przedsiębiorca zdecydowanie myli się ocenie przyczyn wypadku – komentuje Zbigniew Wolny.