Lubelskie unieważniło przetarg na dostawę pierwszych w historii województwa nowych pociągów elektrycznych. Jedyna oferta, złożona przez Pesę, okazała się zbyt droga.
Przetarg województwa lubelskiego na 11 dwuczłonowych elektrycznych zespołów trakcyjnych
od początku budził kontrowersje. W specyfikacji zapisano m.in., że pociągi muszą mieć możliwość obsługi peronów o bardzo różnej wysokości, w przedziale od 300 do 1000 mm. To warunek o tyle dziwny, że na Lubelszczyźnie ze świecą należy szukać peronów o wysokości 960 mm.
Warunki postępowania
zaskarżyła Pesa Bydgoszcz. Ostatecznie bydgoski producent
złożył ofertę o wartości 170 748 600 zł brutto, która jednak przekraczała budżet zamawiającego, określony na 152 594 010 złotych. Była to jedyna oferta złożona w postępowaniu, co jest o tyle zaskakujące, że dotychczas w przetargach na tabor elektryczny zazwyczaj startowały dwie lub trzy firmy (najczęściej, oprócz Pesy, Newag oraz Stadler).
Producenci taboru nieoficjalnie wskazywali w rozmowach z "RK", że województwo lubelskie postępuje bardzo krótkowzrocznie, zamawiając dwuczłonowe jednostki. Z przyczyn technicznych muszą one bowiem mieć taką samą moc, jak jednostki trzyczłonowe, w związku czym koszt ich produkcji jest niewiele niższy za to pojemność – dużo mniejsza. – Nikt inny nie będzie raczej zamawiał takiego taboru, więc opracowanie pojazdu zgodnego z najnowszymi wymogami tylko na potrzeby jednej, krótkiej serii jest zbyt drogie – usłyszeliśmy. To wyjaśnia poniekąd także wysoką cenę oferty złożonej przez Pesę.
Jak się okazało, propozycja bydgoskiego producenta za bardzo przekraczała budżet województwa lubelskiego, by zamówienie mogło dojść do skutku. Wczoraj (22 maja) urząd marszałkowski unieważnił postępowanie. Na nowe pociągi elektryczne – pierwsze w historii województwa – mieszkańcy będą musieli poczekać co najmniej o kilka miesięcy dłużej.