– Złożyłem w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury o możliwość popełnienia przestępstwa przez maszynistę przez zaniechanie hamowania. Uważam, że całe 100 metrów, czy 200 metrów maszynista miał widoczność na łuku, mógł trąbić i hamować – powiedział przed kamerami Wojciech Szkudlarek, właściciel ciężarówki, która zderzyła się z autobusem szynowym Kolei Wielkopolskich na trasie Poznań – Wągrowiec.
Do zderzenia autobusu szynowego na trasie Poznań – Wągrowiec doszło 19 kwietnia. Przewoźnik ocenił już zachowanie maszynisty jako wzorowe. Zdążył on w 3 i pół sekundy wdrożyć hamowanie nagłe, wybiec z kabiny i powiadomić o niebezpieczeństwie pasażerów, którzy na komendę położyli się na podłodze pojazdu. O szczegółach tego zdarzenia piszemy
TUTAJ.
Tymczasem zupełnie inny pogląd na temat przyczyn wypadku ma Wojciech Szkudlarek, przedsiębiorca i właściciel ciężarówki, która w wyniku kolizji nadaje się wyłącznie do kasacji.
"Kierowca nie ucieka na tylne siedzenie"– To, że on uciekł i informował pasażerów, że grozi im jakieś niebezpieczeństwo, jest to też jakiś tam odruch, ale każdy z nas kiedy widzi niebezpieczeństwo jadąc w samochodzie, to nie wskakuje na tylne siedzenie, tylko kładzie rękę na klakson i hamuje – wyjaśnia przedsiębiorca przed kamerami tvn24. Jego zdaniem prowadzący pojazd szynowy nie dawał sygnałów dźwiękowych (choć przedsiębiorca może polegać tylko na relacji kierowcy, który przebywał w tym czasie w kabinie pojazdu z pracującym silnikiem). Wojciech Szkudlarek, właściciel ciężarówki, która zatarasowała przejazd twierdzi ponadto, że sygnalizacja na przejeździe nie działa właściwie.
– Jest to przejazd z półrogatkami, które się niestety bardzo szybko zamykają. Jest tam sygnał dźwiękowy i świetlny i jednocześnie te rogatki się zamykają. Kierowca pokonywał przejazd z bardzo małą prędkością, ponieważ był on dziurawy i rozkopany. Kierowca nie chciał zniszczyć rogatki, próbował więc odbić kierownicą w prawo, żeby ta rogatka się nie wyłamała. W tym momencie uderzył go pociąg. Nie było trąbienia, nie było niczego, kierowca był zaskoczony – uważa właściciel auta.
Właściciel oskarża sygnalizację tymczasem ciężarówka... nie miała prawa tam być
Na dowód tego jak działa sygnalizacja i rogatki kilka dni później Wojciech Szkudlarek nagrał film na przejeździe. Zdaniem Szkudlarka zbyt krótki jest czas od momentu kiedy sygnalizacja zaczyna działać do momentu przejazdu pociągu przez przejazd. – Komuś zabrakło paru metrów kabla, żeby ten punkt działania sygnalizacji był dalej – mówi i dodaje, że część winy ponosi też maszynista. – Gdyby on trąbił całe 200 metrów, to reakcja kierowcy byłaby inna. A on sobie spokojnie czekał, aby z tego przejazdu zjechać – powiedział.
Jak poinformowała rzeczniczka prokuratury okręgowej w Poznaniu, w związku z doniesieniem przedsiębiorcy na przejeździe kolejowym zostanie wykonany eksperyment procesowy mający sprawdzić działanie sygnalizacji na przejeździe. Swój eksperyment wykonał już jednak zarządca infrastruktury – PKP PLK.
– Sprawdziliśmy działanie sygnalizacji przejazdowej w miejscu gdzie doszło do kolizji autobusu szynowego z ciężarówką. Wszystko działa tam zgodnie z przepisami, widać to z resztą wyraźnie na filmie, który udostępnił pan, który uważa się za poszkodowanego. Nie jest więc tak, że rogatki zamykają się jednocześnie z włączeniem sygnalizacji – powiedział w rozmowie z "Rynkiem Kolejowym" Zbigniew Wolny, rzecznik prasowy. wielkopolskiego oddziału PKP PLK.
Sygnalizacja świetlna na przejeździe włącza się na 30 sekund przed przejazdem pociągu. Rogatki zaczynają się opuszczać dopiero po ośmiu sekundach, podczas których kierowca ma czas ewakuować pojazd. Warto pamiętać, że już sama sygnalizacja zabrania wjazdu na przejazd. To zresztą nie jedyne wykroczenie, które mógł popełnić kierowca. Jak poinformował Zbigniew Wolny, na drodze jest zakaz ruchu pojazdów ciężarowych.
Ekspert: Bezczelność i brak elementarnej wiedzy przedsiębiorcyRyszard Węcławik, Dyrektora Działu Bezpieczeństwa Ruchu Kolejowego ZDG TOR uważa, że złożenie przez przedsiębiorcę doniesienia do prokuratury to dobra wiadomość. Ale nie dla niego tylko... dla kolei. – Bez zawiadomienia trzeba by było poczekać na wyniki prac komisji kolejowej. Dopiero wówczas, po stwierdzeniu przyczyny, zarówno Koleje Wielkopolskie jak i PKP PLK SA mogłyby podjąć działania z zamiarem windykacji szkód. Ale po zgłoszeniu prokuratura już teraz może podjąć działania, które moim zdaniem powinny szybko spowodować odebranie prawa jazdy kierowcy i licencji na wykonywanie przewozów właścicielowi firmy transportowej – mówi bez ogródek Węcławik.
– Jeżeli osoba odpowiedzialna za zapewnienie zgodnego z prawem działania jego przedsiębiorstwa, zamiast wyciągnąć konsekwencje w stosunku do pracownika ewidentnie łamiącego zasady ruchu drogowego i narażającego pasażerów na utratę życia, szuka winnych w działaniu innych osób, to znaczy, że nie powinna być dopuszczona do działania tam, gdzie takie podejście jest po prostu niedopuszczalne – uważa Węcławik.
– Wypowiedź o tym, że należało hamować, trąbić itp. jest żenującym przykładem połączenia braku elementarnej wiedzy o poruszaniu się pojazdów i bezczelności, gdy zamiast przynajmniej przeprosić ludzi, którzy o mały włos nie straciliby życia, szuka się co najmniej „wspólników” ewidentnego przestępstwa – podsumowuje ekspert zaznaczając, że wjeżdżanie wielotonową ciężarówką na przejazd kolejowy w czasie, gdy sygnał tego zabrania i z pełną świadomością nie jest wykroczeniem lecz przestępstwem, którego konsekwencją oprócz zabicia siebie może być również zabicie innych.