Rosną kontrowersje wokół przetargu na modernizację linii nr 7 pomiędzy Otwockiem a Lublinem. Linia jest zamknięta od kilku miesięcy, prace torowe trwają, ale nie ma wykonawcy sterowania ruchem. I na razie nie będzie – przez niespotykane wcześniej zastosowanie prawa zamówień publicznych.
Przypomnijmy – największy w historii PLK pojedynczy przetarg na modernizację linii kolejowej nr 7 z Otwocka do Lublina
ogłoszono jeszcze w 2015 roku. Tak duże postępowanie wywołało protesty części branży – oznaczało bowiem, że tylko pojedyncze firmy mogłyby sobie poradzić organizacją prac. Dlatego na początku 2016 r. ówczesny zarząd PKP PLK podjął decyzję o podziale modernizacji tej linii na osiem zadań, w tym trzy odcinki robót torowych. Podział był bardzo nietypowy – część zadań dotycząca np. rozbiórki budynków była kwotowo warta setki razy mniej, niż największe części zamówienia.
Jednak to nie największe, warte setki milionów złotych zadania dotyczące prac torowych sprawiły największy problem – PLK po długich procedurach
udało się podpisać stosowne umowy tuż przed planowanym
zamknięciem torów. Inaczej jest z czwartą dużą częścią, dotyczącą automatyki i modernizacji urządzeń sterowania ruchem – tą samą, która wywołała ostatnio
kontrowersje związane z cyberbezpieczeństwem.
Bombardier złożył najkorzystniejszą ofertę w wysokości 443,13 mln zł przy kosztorysie 986,1 mln zł. Krajowa Izba Odwoławcza nakazała odrzucenie oferty Bombardiera z powodu uchybień formalnych, ale nie dopatrując się rażąco niskiej ceny. Następna w kolejności oferta, o ponad 160 mln zł droższa, konsorcjum Thales Polska i DP System opiewała na 607,9 mln zł. Bombardier odwołał się od wykluczenia z przetargu do Urzędu Zamówień Publicznych.
Pisaliśmy o tym tutaj.
Bezpardonowa walka o automatykę i srk
Krajowa Izba Odwoławcza swój wyrok ogłosiła w czerwcu. Dlaczego zatem PLK nie podpisała umowy, skoro nie wstrzymuje tego ewentualne zaskarżanie przez wykonawców decyzji KIO? – Po wyborze firmy w wyniku odwołań wybrano innego wykonawcę. Przed zatwierdzeniem tej decyzji przez kontrolę uprzednią Urzędu Zamówień Publicznych firma, której oferta została odrzucona, wniosła kolejne odwołanie. Do chwili obecnej Krajowa Izba Odwoławcza odrzuciła odwołania z powodów formalnych czterokrotnie – wczoraj zostało złożone piąte odwołanie tej samej firmy – mówi „Rynkowi Kolejowemu” prezes PLK Ireneusz Merchel.
Jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna” żadne z odwołań Bombardier Transportation Polska nie zostało opłacone. Krajowa Izba Odwoławcza za każdym razem wzywa firmę do uiszczenia wpisu (20 tys. zł od każdego z pism). Spółka nie reaguje, więc odwołanie jest jej zwracane. Zaraz potem wnoszone jest następne, znów nieopłacone. Powtarza się więc procedura wezwania do uzupełnienia braków – i tak w kółko. – Ich wnoszenie jest przyjętą procedurą. Jednak można domniemywać, że w tym przypadku, gdy odwołania mają taką samą treść, zaskarżają tę samą czynność i zawierają ten sam brak formalny w postaci nieuiszczenia wpisu, służą jedynie uporczywemu przedłużaniu postępowania Działania podejmowane przez spółkę Bombardier nie mają na celu zakwestionowania czynności zamawiającego, ale uniemożliwienie zawarcia umowy z wykonawcą Thales – powiedział DGP Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy PKP PLK.
Jakub Mikołajczyk, radca prawny dywizji sterowania ruchem kolejowym Bombardier Transportation tłumaczy DGP, że Sąd Okręgowy w Warszawie już dwukrotnie odmówił wydania zakazu udzielenia zamówienia. Dlatego Bombardier chce wstrzymać podpisanie umowy do czasu wyroku sądu. Zwraca uwagę, że w przypadku stwierdzenia przez sąd nieprawidłowości już po zawarciu umowy PKP PLK groziłaby konieczność zwrotu przynajmniej części unijnego dofinansowania. Rzecznik Bombardiera Maciej Kaczanowski dodaje w rozmowie z „Rynkiem Kolejowym” że spółka chce merytorycznej oceny postępowania – do czego jej zdaniem nie doszło w KIO. Zaznacza też, że sąd miał 30 dni na rozpoznanie skargi złożonej jeszcze w czerwcu. – Trzykrotnie wnioskowaliśmy o przyspieszenie terminu wyznaczenia posiedzenia, a Sąd Okręgowy w Warszawie wyznaczył termin dopiero na 7 września 2017 roku – mówi Kaczanowski.
– Celem Spółki Bombardier jest jak najszybsze merytoryczne rozpoznanie sprawy przez Sąd drugiej instancji – dodaje przedstawiciel Bombardiera i wskazuje, że tę z kolei opóźnia… Thales. – Przeciwnik skargi, spółka Thales Polska na dzień przed rozprawą, w środę 6 września 2017 roku o godz. 14:55 złożył do Sądu dwa wnioski: o wyłączenie sędziego jak również o nowe dowody w sprawie, czym uniemożliwiła merytoryczne rozpoznanie sprawy na rozprawie 7 września 2017 roku oraz doprowadziła tym samym do sytuacji, w której końcowe rozstrzygnięcie sprawy odwlecze się znacznie w czasie – podsumowuje rzecznik wczorajsze wydarzenia.
Teoretycznie można opóźniać podpisanie każdej umowy - w nieskończoność
„Dziennik Gazeta Prawna” zaznacza że teoretycznie, nawet po niekorzystnym dla siebie rozstrzygnięciu, Bombardier może jednak składać kolejne odwołania, dalej uniemożliwiając zawarcie umowy. I właściwie dotyczy to każdego przetargu, co potwierdza wiceprezes KIO Magdalena Grabarczyk. – W obecnym stanie prawnym rzeczywiście wykonawca może blokować możliwość zawarcia umowy, wykorzystując do tego środki ochrony prawnej. Gdyby takie sytuacje się powtarzały, nie wykluczałabym konieczności interwencji ustawodawcy, przy czym ewentualne zmiany w prawie musiałaby poprzedzić gruntowna analiza, tak aby przez zabezpieczenie możliwości zawarcia umowy po rozstrzygnięciu pierwszego sporu odwoławczego przez izbę nie wylać dziecka z kąpielą i nie doprowadzić do nadmiernego ograniczenia praw wykonawców do uzyskania ochrony prawnej – powiedziała „DGP” Grabarczyk.
– Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ prace torowe postępują, a wykonawcy urządzeń sterowania wciąż nie udało się wybrać. Aby nie wstrzymywać inwestycji, wykonujemy demontaż urządzeń w sposób dozwolony prawem. Zabudowę nowych musi już jednak wykonać zewnętrzna firma. Jesteśmy bezsilni wobec działań proceduralnych – mówi „Rynkowi Kolejowemu” prezes PLK Ireneusz Merchel.
Czy modernizacja linii nr 7 z powodu tej skomplikowanej sytuacji się opóźni? – To z tego punktu widzenia najtrudniejszy kontrakt. Potencjalny wykonawca, z którym jesteśmy w kontakcie, twierdzi, że w razie rozpoczęcia prac natychmiast jeszcze zdołałby dotrzymać terminu. Zakładamy, że zdążymy wykonać prace torowe i przy obiektach inżynierskich, ale kable do urządzeń sterowania ruchem należy układać po rozbiórce torów, by nie było robót traconych. Robimy wszystko, co dozwolone prawem, by wyjść z tej niełatwej dla nas sytuacji – mówi Merchel.