Jest zarazem piękna i straszna. Przyciąga swą magią, jednak mimo wszystko sprawia, że czuć do niej respekt. Od stu lat stanowi kręgosłup komunikacyjnego funkcjonowania Rosji. Co więcej, sprawia, że człowiek inaczej zaczyna postrzegać czas. Nie ważne staje się jak wiele kilometrów jesteś od Moskwy, ani która jest godzina. Liczy się podróż, którą odbywasz. Taka w skrócie jest właśnie kolej transsyberyjska.
Prace przy kolei transsyberyjskiej trwały 25 lat. To car Aleksander III zapragnął wybudować Wielką Syberyjską Drogę. Miała ona powstać w oparciu o herbaciany szlak, by ułatwić przede wszystkim wymianę handlową z Chinami. W 1891 roku syn cara, Mikołaj II, położył kamień węgielny we Władywostoku pod budowę kolei transsyberyjskiej, która potem przekroczyła aż osiem stref czasowych i w konsekwencji dojechała do Moskwy. Prace nad budową centralnej magistrali zakończyły się w 1916 roku. To dlatego całkiem niedawno
obchodziliśmy stulecie tego największego ówczesnego projektu kolejowego.
Najważniejszy czas moskiewskiZ pewnością kolej transsyberyjska dzisiaj wygląda inaczej niż kiedyś, bo zmienia się też jej otoczenie, którego jest odbiciem. Elementem, który się nie zmienia jest jednak czas – moskiewski. I to on towarzyszy wszystkim w podróży. Występuje on na każdym peronowym zegarze. Trzeba przyznać, że wielogodzinne lub wielodniowe podróże potrafią zatracić w człowieku poczucie czasu. Do tego pociąg przemierza wiele stref czasowych, co kompletnie komplikuje rachubę. Czas moskiewski jest więc tym stałym wyznacznikiem kolei w Rosji. Jest jak słońce, które wyznacza ziemi pory dnia i nocy. Nie raz podczas podróży przez syberyjskie pola był on nam pomocny, by określić mniej więcej, kiedy będzie najbliższy postój.
Naszą podróż koleją i z koleją transsyberyjską rozpoczęliśmy w Ułan Ude – mieście położonym za wschodnią granicą brzegu Bajkału. Stacja leży na 5609 km od stolicy Rosji. Gdyby jechać stąd bezpośrednio do Moskwy, to według rozkładu, do celu dojechalibyśmy po 3 dniach 12 godzinach i 20 minutach podróży. My jednak postanowiliśmy robić po drodze przerwy na dłuższe postoje w celu zwiedzenia położonych przy linii transsyberyjskiej miast. W planach obraliśmy sobie Irkuck, Nowosybirsk, Jekaterynburg i Kazań. Podróż miała zwieńczyć Moskwa.
Ułan Ude to stolica Autonomicznej Republiki Burytu. Region Buriacji jest przykładem wpływów wschodnich w Rosji. Tutejsi mieszkańcy niewiele z wyglądu różnią się od Mongołów. Z tym jednak wyjątkiem, że mówią po rosyjsku.
Monument prestiżuZa terminem kolej transsyberyjska kryje się tak naprawdę sieć torów długa na 9,2 tys. kilometrów i setki pociągów, które każdego dnia pokonują te kosmiczne odległości. Na trasie mija się nie tylko składy pasażerskie, ale także składy towarowe. Kolej zrewolucjonizowała w Rosji postrzeganie transportu. Pozwoliła powoli skolonizować mroźną Syberię. Przy szlaku powstawały kolejne miasta i wioski. Nic dziwnego, że znaczenie kolei transsyberyjskiej dla rozwoju Rosji jest nie do przecenienia. Stąd też każdy dworzec, który powstał na trasie, jest też wyznacznikiem owego prestiżu. Nie było miasta, którego dworzec nie przytłaczał swą wielkością i swym rozmachem. Każdy inny i wszystkie niczym pałac wznosiły się przy szerokich na półtora metra torach.
Pociągi w Rosji jeżdżą bardzo punktualnie. Można przy nich nawet regulować zegarki. Nic dziwnego, że narodowy przewoźnik RŻD – Rossijskije Żeleznyje Dorogi – cieszy się wśród Rosjan uznaniem. To największy operator kolejowy na świecie, zatrudniający milion pracowników. Warto wiedzieć, że na tak rozległych szlakach panuje również system priorytetu. Im niższy numer pociągu, tym jedzie on szybciej, bo nie musi przepuszczać na trasie innych składów. W Ułan Ude pociąg miał planowany półgodzinny postój. Są one niezbędne, żeby uzupełnić wodę. Nasz jechał akurat z Czyty, dużego przemysłowego ośrodka leżącego ok. 600 km od Ułan Ude. Był zatem „ledwie” po dziesięciogodzinnej nocnej przejażdżce.
Dostępu do każdego wagonu, których zawsze jest kilkanaście na skład, broni prowadnica. Jest ona niejako jego kierownikiem, dlatego tak ważne jest, żeby żyć z nią w komitywie. Te, według opowieści, potrafią być groźne i skutecznie zepsuć pasażerom podróż. Warto zatem być miłym i chociaż raz zakupić od niej kubek herbaty, z którego czerpie niewielki zysk. Na początek obraliśmy najniższą z trzech dostępnych klas, tzw. plackarta. Klasa trzecia jest tą, którą Rosjanie podróżują najczęściej. Z prozaicznego powodu – jest najtańsza. Wielu z tych ludzi wozi ze sobą bazarowe torby wypchane rzeczami na handel. Nie mogliby oni przewieźć tego dobytku samolotem, gdzie obowiązuje ich limit bagażu. Kolej wydaje się więc najlepszym rozwiązaniem.
Czas na podróżPo odhaczeniu nazwiska na liście i sprawdzeniu przez prowadnicę danych z paszportem, jesteśmy wpuszczani do środka wagonu. Nie różni się on zbytnio gabarytowo od naszych TLK. Zanim jednak przejdziemy do części pasażerskiej to mijamy z boku tętniące serce tego pociągu – samowar z kipiatokiem, czyli wrzątkiem. Stanowi on podstawę bytności pasażerów. Po drugiej stronie od niego znajduje się z kolei zawsze kantorek prowadnicy. Musi ona mieć pieczę na wrzątek.
Czym charakteryzuje się trzecia klasa? Zorganizowaniem przestrzeni. Wagon stanowi jeden wspólny przedział, a prycze znajdują się wszędzie. Poza standardowym układem czterech łóżek pod jedną ścianą, w trzeciej klasie zmieszczono także po dwa łóżka pod drugim oknem. W ten sposób wykorzystano całą dostępną przestrzeń. Łóżko na dole jest składane, więc jeżeli mamy dość leżenia to można przekształcić je w siedzenia, a ze ściany wyciągnąć stolik.
Ponieważ kolej przez długi czas musi zastępować dom, to przez wiele lat wykształcił się w niej już odpowiedni savoir vivre. Pasażerowie mają swój strój wyjściowy i ten z którego korzystają w pociągu. Królują zazwyczaj dresy, a nieodłącznym elementem są też kapcie albo klapki. Te przydają się zwłaszcza, gdy w toalecie na podłodze zbyt dużo zgromadzi się wody. Co i rusz ktoś przeciska się korytarzem w celu udania się do toalety lub po wrzątek. Wtedy po jakimś czasie unosi się w całym wagonie woń chińskiej zupki. Właściwie wszędzie można kupić ten wschodni przysmak. Sprzedają go na peronach i w kioskach. Niekiedy nawet jakaś babuszka przejdzie się po składzie w nadziei, że ktoś je kupi.
Zbawienna przerwa w podróżyWizja spędzenia kilku dni w wagonie trzeciej klasy przyprawia o gęsią skórkę. Za ścianą pryczy słychać starszego pana, który spokojnie sobie chrapie. Po drugiej stronie dzieci w ciszy hasają po korytarzu. Pierwsza myśl – europejskie dzieci nie są takie spokojne i ciche. Ciszę tę zagłusza tylko pani prowadnica, która przynosi każdemu komplet świeżej pościeli. Każdy dostaje poszewki i biały ręcznik. Następnie trzeba sobie ubrać wkłady, żeby mieć na czym i pod czym spać. Bez nich mogłoby być bardzo niewygodnie. Trudno sobie wyobrazić kilkudziesięciogodzinną podróż w tak pozbawionym intymności miejscu. Z każdej strony pada wzrok współpasażera. Zatem nasz ruch nie przejdzie niezauważony. A Rosjanie z początku są bardzo nieufni i mało rozmowni.
Podróż z Ułan Ude do Irkucka trwała niewiele. Odcinek ten pokonaliśmy w 8 godzin. Trasa ta jest urokliwa ze względu na bliskość Bajkału. Jest to największe śródlądowe jezioro na świecie. Jego dwa krańce są nawet dłuższe od długości Polski. Pociąg leniwie przemierza je od wschodnio-południowej części. Niekiedy do wody jest ledwie kilkanaście metrów. I wciąż widać tylko wodę i wodę.
Inne odcinki były już zdecydowanie dłuższe. Najdłuższy pokonaliśmy w 35 godzin. Wydaje się to czymś niewyobrażalnym, nawet przy polskich składach-obieżyświatach, które zwiedzają wszystkie zakamarki naszego kraju. Jednak podróż mija nadzwyczaj znośnie. Ważnym przerywnikiem każdej podróży są postoje na stacjach. Z tych korzystają wszyscy i wychodzą na peron wraz z prowadnicami. Postoje są zazwyczaj długie, potrafią mieć nawet z 40 minut. To czas, kiedy na stacji kwitnie olbrzymi handel. Okoliczni mieszkańcy i babuszki sprzedają co tylko się da. Można kupić zapas zupek, gotowe dania na plastikowych tackach, a nawet suszone rybki, które sprzedają babuszki. Większość wychodzi jednak by rozprostować po prostu nogi. Warto też w tym czasie zobaczyć także dworzec. Na pewno się nie zawiedziemy. Jeszcze inni pędzą do dworcowej toalety.
Grypa żołądkowa? Nie w zonie sanitarnejToaleta też jest ciekawym tematem w kolei transsyberyjskiej. Wagony z zamkniętym obiegiem – tzw. biotoalety – są na razie rzadkością i raczej widywane są na trasach do stolicy, dlatego należy mieć na uwadze zony sanitarne. Zazwyczaj kilkadziesiąt minut przed wjazdem do strefy miejskiej czy kluczowej stacji oraz kilkadziesiąt minut po wyjeździe prowadnice zamykają toalety na klucz. Wtedy nie ma zmiłuj i należy poskromić wszystkie swoje potrzeby. Rozpiska wszystkich zamknięć wisi zawsze przy drzwiach od toalety, która niczym nie różni się zasadniczo od tej znanej nam dobrze z polskiej kolei. W kranie nie występuje ciepła woda. Tę znajdziemy jedynie w samowarze. Aby jednak nikomu nie przyszło na myśl zużywać cenną wodę to zamontowano specjalne ustrojstwo, które dla pasażera jest mocno niepraktyczne. Aby z kranu leciała woda, to jedną ręką należy dociskać wystający od dołu pręcik. Ten uwalnia wtedy strumień wody, jednak szybko spostrzegamy, że mamy tylko jedną wolną rękę.
Handel jest nierozłączną domeną Rosjan. Na jednym z odcinków pani prowadnica dosiadła się do nas w przedziale. Jej narzucający się, acz sympatyczny charakter, nie pozwalał nam jej przerwać w opowiadaniu jakie to ciekawe rzeczy sprzedaje. Udało jej się nawet namówić nas na kupienie kilku pamiątek z firmowym logo RŻD. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że praca na rosyjskiej kolei nie należy do najprzyjemniejszych. Panie prowadnice po kilkudniowej przejażdżce pociągiem mają zazwyczaj trzy dni wolnego w mieście, do którego dojechał pociąg. Potem kolejne dni wracają do miejsca, skąd początkowo wyruszyły. Praca nie tylko ciężka, co też słabo opłacana, zdradziła nam prowadnica. Jak się okazuje, nie tylko w Polsce mamy problemy z obsadą. RŻD również boryka się z niedostatkiem zatrudnienia.
Odbicie mocarnej RosjiPodróż koleją transsyberyjską łudząco przypomina nam tę znaną z naszego kraju, z tą różnicą, że w Rosji odbywa się na wiele większe odległości. Z każdym kilometrem bliżej Moskwy syberyjska tajga ustępuje brzozowym lasom. Jednak jadąc tak pociągiem transsyberyjskim, widząc jedynie przez okno bezkres, można dojść do wniosku, że kolej to dla Rosjan nie tylko zwykła podróż. Nikt tutaj nie narzeka na nudę. Może nie wypada, przez wzgląd na szacunek, bo za nazwą Kolei Transsyberyjskiej kryje się także mocarskość kraju – tego największego z najdłuższą koleją. Nie pozostaje zatem nic innego, jak przyjąć to z dumą i pokorą, by oddać się syberyjskiej próżni czasu.