W piątek, 26 stycznia Sąd Apelacyjny w Katowicach ogłosi wyrok w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami.
W katastrofie pod Szczekocinami, do której
doszło w marcu 2012 r. zginęło 16 osób, a ponad 150 zostało rannych. O nieumyślne sprowadzenie tej katastrofy
prokuratura oskarżyła dyżurnych ruchu z posterunków kolejowych Starzyny i Sprowa: Andrzeja N. i Jolantę S. Ponadto prokurator oskarżył ich o poświadczenie nieprawdy w dokumentacji kolejowej co do czasu zamknięcia torów po zdarzeniu. 15 lipca 2016 roku Sąd Okręgowy w Częstochowie wydał wyrok, w którym wymierzył oskarżonemu Andrzejowi N. karę łączną 4 lat pozbawienia wolności, a oskarżonej Jolancie S. karę łączną 2 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności.
Prokurator uznał, że wymierzone przez Sąd kary są zbyt łagodne, gdyż nie uwzględniają wysokiej szkodliwości społecznej zarzucanych oskarżonym czynów oraz nie realizują potrzeb w zakresie kształtowania świadomości prawnej społeczeństwa i wniósł apelację od wyroku, podobnie jak oskarżyciele posiłkowi. Na apelację zdecydowała się również obrona oskarżonych.
Błędy co najmniej czterech osób
Według opisu sądowego Andrzej N., mając informację o braku kontroli położenia zwrotnic, w nienależyty sposób sprawdził rozjazdy i nie zabezpieczył ich, a potem dał zezwolenie na jazdę i skierował pociąg Warszawa – Kraków na niewłaściwy tor. Zaniechał też dalszych czynności, w związku z czym do końca miał być przekonany, że wyprawił pociąg po właściwym torze. Dlatego wprowadzał też w błąd dyżurną Jolantę S. Ta natomiast, zdaniem sądu, nie wyjaśniła przyczyn zajętości toru nr 1, nie podjęła żadnych działań, mimo wątpliwości. Zdaniem sądu zawiniły też drużyny trakcyjne – maszyniści kontynuowali jazdę, mimo sygnałów do tego nieuprawniających oraz niewłaściwie obserwowały szlak. Załogi pociągów zginęły jednak w katastrofie.
Pokrywa się to z
ustaleniami Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych, która stwierdziła, że Andrzej N. sprawdził rozjazd "na słuch”. Tak postępowano (wbrew procedurom) w przypadku starych rozjazdów, ale na posterunku od dłuższego czasu były zamontowane nowe urządzenia, które do wypadku pracowały bezawaryjnie. PKBWK ustaliła też, że dyżurnego nie było na szkoleniu zorganizowanym po wymianie urządzeń – przebywał na urlopie.
Apelacja: niewłaściwe przygotowanie dyżurnej
Rozprawa przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach rozpoczęła się dziś (18 stycznia). Jak donosi Polska Agencja Prasowa, obrońca Jolanty S. przekonywał, że nie miała ona wystarczającej wiedzy, by właściwie interpretować stan kolejowych urządzeń. Poddał w wątpliwość, czy w przypadku S. została przeprowadzona właściwie (lub w ogóle) autoryzacja – czyli sprawdzenie praktycznych umiejętności w miejscu pracy. Jeśli autoryzacja miała miejsce, to została przeprowadzona niewłaściwie – przekonywał adwokat. Do tego zdaniem obrony dyżurny ze Starzyn nie uprzedził Jolanty S., że odprawił pociąg na sygnał zastępczy.
Obrońcy obu dyżurnych twierdzili, że ich klienci zostali źle przeszkoleni przez pracodawcę. Przypomniał też, że Andrzej N. po katastrofie kilkakrotnie trafiał do zakładu psychiatrycznego. – Ten człowiek od pięciu lat odbywa już karę. To nie jest już życie, tego człowieka już nie ma – powiedział obrońca N., cytowany przez PAP.
Oskarżycielami posiłkowymi są w procesie spółki kolejowe. Ich pełnomocnicy podkreślali, że na katastrofę złożyły się ludzkie błędy i zapewniali, że oboje dyżurni byli doświadczonymi i dobrze przeszkolonymi, znającymi procedury pracownikami, a sygnały z urządzeń nie mogły budzić żadnych wątpliwości.
Wyrok 26 stycznia
Prokurator, podobnie jak przed sądem I instancji, żądał 8 lat więzienia dla N. i 7 dla S. Podkreślał, że to od dyżurnych ruchu zależy bezpieczeństwo podróżujących szlakami kolejowymi i gdyby oskarżeni postępowali zgodnie z instrukcjami, do tej katastrofy by nie doszło.
W apelacji prokuratura nie kwestionuje uniewinnienia Andrzeja N. od zarzutu poświadczenia nieprawdy. – Po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem prokuratura zgodziła się z argumentacją sądu w tym zakresie – powiedział Marek Mazur z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Sąd Apelacyjny ma wydać wyrok w piątek, 26 stycznia.